Opublikowano: 2017-05-11 21:32:31 +0200
Rafał Marczak to chyba jedna z bardziej znanych postaci w polonijnych kręgach. Fryzjer i stylista prowadzący swoje studio fryzjerskie „Marczak Hair Stylist” w Oslo, ale także społecznik zaangażowany w różne wydarzenia charytatywne oraz kulturalne na rzecz norweskiej Polonii.
Rafał Marczak przyjechał do Norwegii 2 lata temu, bo jak sam twierdzi, chciał zmienić swoje życie i spróbować czegoś innego.
- Pracowałem w Warszawie i miałem całkiem przyzwoite życie, ale czegoś mi brakowało. Chciałem czegoś nowego. Postanowiłem sprawdzić na własnej skórze możliwości i warunki jakie daje Norwegia. Wiele o niej słyszałem od siostry, która mieszka tutaj już od 10 lat - opowiada o tym, dlaczego wyemigrował z Polski.
Z emigracyjną historią Rafała zapewne wielu będzie się identyfikowało. Bo przecież ilu z nas porzuciło rodziny w Polsce, schowało dyplomy oraz dumę do kieszeni i wyjechał z zamiarem jakiejkolwiek pracy za granicą?
- Kiedy zdecydowałem się na wyjazd do Norwegii, to byłem przekonany, że nie będę pracował jako fryzjer. Mówiłem sobie: A kto da ci pracę w salonie fryzjerskim skoro nie znasz norweskiego! Myślałem wtedy, że czeka mnie jedynie przyszłość na budowie jako pomocnik lub w restauracji na zmywaku. Nawet nie przeszło mi na myśl, że mógłbym pracować tutaj w swoim zawodzie - mówi Rafał.
Jak to mówią: Kiedy jedne drzwi się zamykają, to inne otwierają...
- Niedługo po przyjeździe zobaczyłem na Facebooku, że jakaś dziewczyna ogłasza się jako fryzjerka z dojazdem do klientów. Wtedy zapaliła mi się lampka. Pojechałem do hurtowni w Warszawie, kupiłem najlepsze produkty do strzyżenia i stylizacji, a następnie zacząłem się ogłaszać na polskich grupach, jako fryzjer stylista. Szybko chwyciło. Między czasie dostałem także prace w norweskim salonie fryzjerskim. Nie zostałem tam jednak długo, głównie ze względów finansowych. A i moja własna baza klientów była wtedy już tak duża, że zdecydowałem się założyć własną działalność, którą prowadzę już od roku. Przyznam, że nie mogę narzekać. Ostatnio doszła także współpraca z norweskimi agencjami modelek, co także poszerzyło moją perspektywę możliwości rozwoju w zawodzie - mówi Rafał.
Ponad 80 procent stałych klientów studia fryzjerskiego Rafała to Polacy. Jak sam dumnie przyznaje, bardzo mu to odpowiada i nie ma zamiaru tego zmieniać.
- Pośród Polaków są większe możliwości jeśli chodzi o relacje fryzjer - klient. Polacy w porównaniu do Norwegów są bardziej otwarci na zmiany, nowości, a nawet i metamorfozy. Norwegowie zaś są bardzo konserwatywny i boją się większych zmian. Różnica jest następująca: Kiedy Norweżka przychodzi do mnie to mówi, co ona by chciała, natomiast Polka pyta, co ja mam jej do zaproponowania. Polacy po prostu chcą być unikalni w swoim wyglądzie - zauważa fryzjer.
Wizerunek to swego rodzaju forma wyrazu tożsamości oraz indywidualności każdego człowieka.
- Twarz odgrywa bardzo ważną rolę w kontaktach międzyludzkich. A nasze samopoczucie i pewność siebie bardzo zależy od tego co widzimy w lustrze i czy jesteśmy z tego zadowoleni. Jako stylista muszę zaproponować takie rozwiązanie, które będzie adekwatne nie tylko do budowy twarzy i kondycji włosów, ale także wykonywanej pracy oraz charakteru danej osoby. Dlatego staram się poznać moich klientów, stworzyć przyjazną atmosferę i budować dobre relacje. Zwyczajnie chcę, aby byli zadowoleni - tłumaczy Rafał.
- Mówiąc zupełnie szczerze, 50 procent zadowolenia z usług fryzjerskich jest kwestią osobowości fryzjera, czyli jego podejście, charakter i sposób bycia. Klienci nie chodzą regularnie do salonu fryzjerskiego tylko po to, aby się ostrzyc. Wracają tam również ze względu na samego fryzjera - dodaje.
Według Rafała, poziom fryzjerstwa i jego artyzm nie należy do najbardziej rozwiniętych usług w Norwegii.
- Jedyne słowo jakie ciśnie mi się na usta to “dramat”. W Norwegii nic się nie dzieje w tym obszarze. Szkolenia są drogie, pokazów mody jeśli chodzi o fryzjerstwo nie ma, a techniki strzyżenia i koloryzacji stosowane w tutejszych salonach są na poziomie tego, co my robiliśmy w Polsce lat '70. W porównaniu do Polski, poziom fryzjerstwa w Norwegii jest niski. Dlatego też kilka razy do roku jeżdżę na szkolenia do Polski, bo tutaj nie ma jak się rozwijać - opisuje fryzjer.
Mimo to Rafał sam w Oslo się odnalazł, a jego studio stało się czymś więcej niż miejscem gdzie można tylko zmienić fryzurę.
- Staram się angażować w życie moich klientów i ich historie. Interesują mnie także ich opinie na różne tematy. Czasem dyskutujemy, czasem żartujemy, a czasem dzielimy się naszymi smutkami. Moi klienci to moi przyjaciele i znajomi. W Polsce nie mógłbym sobie pozwolić na tego rodzaju więź. W Oslo stworzyliśmy naszą małą, ale wyjątkową społeczność. Osobiście uważam, że osiągnąłem ogromny sukces zarówno na polu zawodowym, jak i prywatnym. Tutaj czuję się bardzo doceniony - podsumowuje Rafał.